16 września 2008

snilo mi sie...

wyobraź sobie. idziesz lasem. napotykasz secesjną zabudowę. faliste linie zdobienia, taras, wiklinowe fotele, hustawka podsrod krzewow, bluszcz pnacy się powoli i wbijajacy w mur budynku nadgryziony juz spróchniałym zębm czasu. cisza. w powietrzu ledwo wyczuwalny zapach ziół. ledwo bo zabijany przez wilgoć lasu. choć ja lubię zapach wilgoci. podchodzę do budynku. wchodzisz po kilkudziesieciu schodach aby zaraz dosiegnac juz zasniedziałą miedziana zdobiona klamke stylizowana na pąk kwiatu. otwierasz. wchodzisz. w tle procz tych slyszanych gdzies z oddali poświerkiwań ptakow słyszysz fortepian. wchodzisz w głąb korytarza. zaczynają wtórować mu skrzypce. gdy dochodisz do końca widzisz szezląg obity czerwoną szlachetną tkaniną, toaletkę z ramą. tylko ramą. lustro leży w kilkuset kawałkach tuż pod toaletką wraz z flakonami po przeróżnych damskich specyfikach porozrzucanych gdzies na miękim dywanie. kiedy bierzesz głęboki oddech wyczuwasz hipnotyzującą mieszankę zapchową. ale zaraz muzyka ucichła. odwracasz głowę. sprawcą tej melodii był stary stojący na hebanowym stoliku gramofon. podchodzisz doń. nakręcasz korbę kładiesz igłę na czarnym połyskliwym talerzu.

Pani pachnie jak tuberozy.
To nastraja i to podnieca.
A ja lubię zapach narkozy,
A najbardziej - gdy jest kobieca...



sennie dziś dzień cały ;]

14 września 2008

Eeeeee...

...em. Yyyyyyyyy... Tak. To znaczyyyy... No... właśnie. Hmmmm...

KUFA!

Taką sztukę to do jutra by można kreować. aaaaabstakcja.

..że tak ładnie-składnie napisze i dam upust tym emocjom co to się wyrwać chcą przez skórę do atmosfery.